Noszę dość krótkie włosy, więc mniej więcej raz na trzy tygodnie muszę iść do fryzjera, aby utrzymać moje włosy w odpowiednim ładzie.
W zeszłym roku w moim mieście płaciłam za strzyżenie trzydzieści pięć złotych, a teraz, po nowym roku koszt takiej przyjemności to już pięćdziesiąt złotych. Salonów fryzjerskich jest w moim mieście dużo, ale nie jest to kwestia zmiany mojego, bo ceny usług teraz wszędzie poszły w górę. Moja fryzjerka ma też większe koszty utrzymania, głównie energii. Dla mnie jest to jednak spora zmiana w moim budżecie, wcześniej w skali roku wydawałam około czterysta złotych, teraz będzie to ponad sześćset tylko na fryzjera. Kiedy pomyślę, że zapłacę teraz więcej u fryzjera, u kosmetyczki, u dentysty czy gdziekolwiek indziej to powinnam dostać podwyżkę u mojego pracodawcy ponad dwadzieścia procent, a wiem, że będzie to w tym roku raptem sześć więc znowu osoby takie, jak ja niestety stracą.
Muszę chyba zacząć szukać drugiej pracy i dodatkowego dochodu, bo inaczej mój budżet się nie zepnie.
Z drugiej strony podwyżki cen usług oznaczają większe wypłaty dla osób z sektora usług, które nie są najlepiej opłacane,